Zawezwała mnie ostatnio jedna z moich szefowych. Dokonałam szybkiego rachunku sumienia i poszłam. Patrzymy na siebie, prawdziwa wojna nerwów. Nagle ona wyciąga w moją stronę palec, mruży oczy i mówi:
- Dopalacze. Ty tego nie czujesz, nie?
No racja. Nie czuję nawet bardzo. Znaczy tak, rozumiem, że jest problem, ale nie widzę sensu w robieniu wielkiego halo z dopalaczy kosztem reszty profilaktyki. Bo to trochę jakby wyjątkowo przestrzegać przed piciem wina kosztem innych alkoholi. Więc owszem, nie czuję.
Ale skoro o alkoholu mowa, to mam nowy rekord. 1,8 promila w wydychanym powietrzu miał wczoraj jeden z moich uczniów. Pierwsza klasa gimnazjum. Nie mogę go spytać o to, co pił, gdyż chwilowo przebywa w szpitalu.
To pewnie też wina dopalaczy.
Byłam kiepskim gimnazjalistą,chodziłam szczęśliwa już po jednej czekoladce z likierem.
OdpowiedzUsuń