sobota, 20 grudnia 2014

w czasie deszczu dzieci się nudzą

Kiedy jedziesz do pracy na ostatni dyżur przed dwoma tygodniami wolnego i podczas parkowania widzisz dwie karetki pogotowia stojące przed wejściem ciągle możesz mieć nadzieję, że ciebie to nie dotyczy.
Kto wie, może zasłabła pani woźna? Ktoś spadł ze schodów i złamał nogę? Smuteczek to zawsze, ale nie wymaga podejmowania działań akurat przez psychologa.
Kiedy okazuje się, że karetki te wypełnione są uczniami, którzy w drodze do szkoły postanowili spożyć jakieś rozrywkowe substancje - to znak, że twoje dwa tygodnie to nie będą najbliższe dwa tygodnie.

Pani Ministro, spełniam pani najgorętsze fantazje, nie ma obijania się w trakcie przerwy świątecznej!

środa, 17 grudnia 2014

konkurs bez nagród

w zawodach na najbardziej bezczelną postać środy główną nagrodę powinna dostać:
- pani, która powiedziała, że mąż ją rzucił, więc chyba nie oczekuję, że ona znajdzie czas na zajmowanie się dzieckiem;
- pani, która zasugerowała mi zakup większego samochodu bo do tego, który mam teraz nie mieści się wszystko to, co ona chciałby w nim widzieć;
- pani, która usiłowała w ramach stypendium socjalnego wepchnąć mi fakturę za tytoń i bibułki do papierosów?

w dniu dzisiejszym nie pomogło mi nawet leżenie na kozetce u pielęgniarki i kwilenie, że to przecież tylko praca...

wtorek, 16 grudnia 2014

konkurencja nie śpi...

Byłam dziś na wycieczce z gimbaziątkami. Oprowadzający nas pan po dziesięciu minutach wymiękł i kazał spadać w podskokach. Nie dziwię mu się. Pani, która nas wpuszczała chciała mi zaparzyć melisę.
Niestety, druga grupa była grzeczniejsza i czekaliśmy na nich godzinę. Znaczy ja czekałam, byłam centrum wszechświata, a oni krążyli dookoła usiłując zaspokoić swoje rozmaite potrzeby.

Czy możemy sobie iść? Nie.
Czy możemy siku? Później.
A muzyki posłuchać z telefonu? Nie, jesteśmy w muzeum.
A mogę wsiąść do tego samochodu? Nie, to eksponat.
A na ten motocykl? Nie, to również eksponat.
No to może jednak siku? Nie.
A tego mogę dotknąć? Nie.
Ale ja się nudzę! Trudno.
A musimy wracać do szkoły na lekcje? Tak.
A zrobimy siku po drodze?

O matko. Ludzie pytają, czemu nie mam dzieci? Serio?
A do tego jedna dziewczynka (urocza!) zaczepiała inne grupy lżąc ich niewybrednymi słowami, a druga bluzgała bardziej niż ja w wolnym czasie. Rośnie mi konkurencja, psia mać...

W każdym razie po powrocie do szkoły usiadłam w kącie (ciągle nie mam swojego pokoju, tak?) i oddychałam zgodnie z zasadami relaksacji. Niestety, zrelaksowałam się tak bardzo, że zgodziłam się iść w czwartek z dziećmi na kiermasz, na którym będziemy wciskali obcym ludziom choinki z makaronu oraz obsypane brokatem ozdoby choinkowe. Instynktu samozachowawczego brak u mnie, oj brak...

poniedziałek, 15 grudnia 2014

pieniądz nie tonie...

Koniec roku kalendarzowego - kierownica gospodarcza gorączkowo przelicza złotówki i zastanawia się na co je wydać, ja rozliczam stypendia szkolne. Przychodzi mama jednej z uczennic, zawezwana listem poleconym gdyż numer telefonu zmienia częściej niż ja jestem w stanie zapisać (nigdy o tym nie informuje, bo przecież jakby dziecko spadło ze schodów i się połamało, no to trudno chyba, nie?).
Ale przyszła. Podaję jej papiery do podpisania, ona podaje mi faktury. Czytam. Potem czytam jeszcze raz. I jeszcze raz.

- Proszę pani, nie mogę przyjąć tych faktur, to mają być rzeczy niezbędne dziecku do realizowania obowiązku szkolnego.
- Ale jak to?
- No za książki, zeszyty, długopisy, plecaczek, galoty na wf. A tu mi pani przynosi faktury za wodę perfumowaną i zestaw kubków.
- To nie przyjmie pani?
- No nie.

Milczenie. Wtem!

- Nawet jeśli ona pije z tych kubków jak się uczy?


niedziela, 14 grudnia 2014

Straszliwie nie znoszę okolic okołoświątecznych w szkole. Nie dlatego, że nieustannie trzeba się na coś składać i uczestniczyć w uroczystościach, nie. Dla mnie ten czas od początków pracy wiąże się z jakimiś paskudnymi sprawami...

Podczas mojej pierwszej szkolnej Wigilii pojawili się mili panowie policjanci z nakazem dostarczenia ucznia do młodzieżowego ośrodka wychowawczego, co dla wszystkich było dosyć dużym szokiem - włączając w to jego rodzinę, która była przekonana, że jeśli nie odbierze pisma z sądu to może udawać, że go nie było.

Kolejne święta upływały w równie cudnej atmosferze - odbieranie rodzinom zastępczym dzieci i umieszczanie ich w pogotowiach opiekuńczych oraz pobicia i znęcanie się.

Boję się nawet myśleć, że został tylko tydzień pracy (teoretycznie) i że jakoś to będzie. To "jakoś" wyjątkowo mnie przestrasza...
Przez kilka lat mojej pracy w szkole przekonałam się, że psycholog przydaje się do wielu rzeczy - może pilnować ciastek na kiermaszu, chodzić z dziećmi na konkursy językowe, na których się miło uśmiecha, bo akurat w tym języku nie zna ani słowa. Może ocierać łzy równie często jak wycierać wymioty ze swych butów. Może pilnować uczniów na lekcjach, po lekcjach, przed lekcjami. Może ogarniać stypendia, dożywiania oraz doradztwo zawodowe. I robić herbatkę by ukoić bolące brzuchy. W tak zwanym międzyczasie może nawet wykonywać pracę zgodną ze swoim wykształceniem, ale tylko w przerwie od wypełniania dzienników, pisania sprawozdań i wykonywania telefonów.

Bardzo lubię moją pracę. Poważnie. Pracuję w gimnazjum, a nawet dwóch. I zauważyłam, że większość śmiesznych, smutnych, wkurzających i absurdalnych sytuacji umyka mi gdzieś bezpowrotnie. Dlatego postanowiłam zacząć pisać bloga, żeby pamiętać.

O tych, którzy uważają, że ustrój księstwa warszawskiego ma coś wspólnego z modą (bo "strój", proszę pani).
O tych, którzy nie chodzą na biologię, bo są zagrożeni z fizyki.
O tych, którzy mówią o mnie "pani socjalna".
O tych, którzy chcą pogadać, bo lubią.