niedziela, 14 grudnia 2014

Przez kilka lat mojej pracy w szkole przekonałam się, że psycholog przydaje się do wielu rzeczy - może pilnować ciastek na kiermaszu, chodzić z dziećmi na konkursy językowe, na których się miło uśmiecha, bo akurat w tym języku nie zna ani słowa. Może ocierać łzy równie często jak wycierać wymioty ze swych butów. Może pilnować uczniów na lekcjach, po lekcjach, przed lekcjami. Może ogarniać stypendia, dożywiania oraz doradztwo zawodowe. I robić herbatkę by ukoić bolące brzuchy. W tak zwanym międzyczasie może nawet wykonywać pracę zgodną ze swoim wykształceniem, ale tylko w przerwie od wypełniania dzienników, pisania sprawozdań i wykonywania telefonów.

Bardzo lubię moją pracę. Poważnie. Pracuję w gimnazjum, a nawet dwóch. I zauważyłam, że większość śmiesznych, smutnych, wkurzających i absurdalnych sytuacji umyka mi gdzieś bezpowrotnie. Dlatego postanowiłam zacząć pisać bloga, żeby pamiętać.

O tych, którzy uważają, że ustrój księstwa warszawskiego ma coś wspólnego z modą (bo "strój", proszę pani).
O tych, którzy nie chodzą na biologię, bo są zagrożeni z fizyki.
O tych, którzy mówią o mnie "pani socjalna".
O tych, którzy chcą pogadać, bo lubią.

2 komentarze: