niedziela, 15 listopada 2015

Czyli chilli


Naglący telefon od szkolnej pielęgniarki oderwał mnie od oglądania "mechanika" z kółkiem psychologicznym. Galopem pognałam piętro wyżej, gdzie znalazłam trzech młodzieńców - jeden wyrzygiwał z siebie śniadanie sprzed dwóch dni, drugi spazmatycznie łapał powietrze (niczym rybeńka wyrzucona na brzeg, serio), a trzeciemu wypływały oczy. Trudno było nam nawiązać jakiś kontakt, póki nie przyszedł czwarty, ze szklanką mleka ukradzioną z pokoju nauczycielskiego. Zaśmiewając się do łez wyjaśnił, że koledzy bardzo chcieli nie iść na kartkówkę, więc nażarli się papryczek chilli. A ten z oczami jak zaczął łzawić to wytarł oczy dłońmi, którymi pakował pokarm do otworu gębowego.

Mój złośliwy chichot oburzył panią pielęgniarkę.

To się dopiero nazywa instant karma, nie? w tak wielu znaczeniach...

1 komentarz:

  1. Kiedy miałam 10 lat i bałam się ludzi, klasa wytypowała mnie do konkursu: super uczeń & super uczennica. Spanikowałam, bo tam trzeba było robić rzeczy spontanicznie, wygłupiać się, tańczyć, jezu smaria, dramat! Dzień przed ymprezą też próbowałam ratować się gastronomią, wchłonęłam więc schabowego, lody, czekoladę, śledzie, zapiłam to mlekiem, zjadłam kisiel, ogórki kiszone, kapuchę, mleko...

    Nic mi się nie stało :(

    OdpowiedzUsuń