piątek, 9 stycznia 2015

krew na piasku (lub klepce)

Siedzę sobie w pracy i kontempluję deszcz za oknem gdy nagle (WTEM!), z wielkim hałasem i łomotem wpadają jakieś bliżej mi nie znane uczennice (znaczy grzeczne muszą być).

- Proszę pani, proszę pani, niech pani przyjdzie, koleżance leci krew z nosa!!!

Odruchowo wstała i poszłam. Zdziwiona byłam nieco, ale poszłam.

Wchodzimy do klasy. Pośrodku siedzi dziewczynka w kałuży krwi. Na podłodze kałuża krwi. Nauczycielka po łokcie we krwi. Obok siedzącej stoją trzy inne i zawodzą ponuro "ooo, ona chyba umrze, ooo, co to będzie". Krwawiąca broczy i szlocha. W kącie siedzi chłopiec, który z każdą sekundą jest coraz bardziej blady. Ja przypominam sobie wszystko z kursu pierwszej pomocy, ale jedyne co mi się pałęta po głowie to masaż serca.

Pół godziny później, dwie paczki ręczników papierowych i wszystkie chusteczki higieniczne jakie byłyśmy w stanie znaleźć dziecię odjechało do szpitala.

Mam tylko jedno przemyślenie - wolę rzygaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz